Witam serdecznie!

Moją pasją od kiedy pamiętam były psy. Pierwszego psiaka „wyżebrałam” u rodziców, gdy miałam cztery lata i od tamtej pory w naszym domu zawsze był pies. Od ratlerka, poprzez teriera, spaniela, jamnika, owczarka niemieckiego, boksera, buldożka francuskiego aż po szczególnie mądre i przywiązane”wielorasowce”…Każdy z nich był mądry i wyjątkowy…Nigdy nie było tak, że ja chciałam psa, a wyprowadzali go rodzice. Uwielbiałam spacery z psami, bez względu na pogodę i porę roku, uwielbiałam je karmić, szczotkować, dbać o nie, bawić się z nimi. I tak jest do dziś…Zupełnym przypadkiem, z ogłoszenia – dotychczasowi właściciele z powodów osobistych nie mogli się już nim (a właściwie nią, bo to suczka) zajmować, weszłam w posiadanie psa zupełnie wyjątkowej, rzadko spotykanej i mało znanej w Polsce rasy – mastifa japońskiego, zwanego inaczej Tosa Inu( co po japońsku znaczy po prostu ”pies z wyspy Tosa”). Choć miałam w swoim życiu wiele psów, ten po prostu zachwycił mnie swoją inteligencją, oddaniem i wrażliwością. W Japonii rasa ta została wyhodowana do walki, jednak nie jest to  krwawa walka na śmierć i życie – w walce psy dążą do obezwładnienia przeciwnika, przewracają się nawzajem, jak zapaśnicy. Trudno było mi sobie to wyobrazić do momentu, gdy – zafascynowani naszą pupilką – kupiliśmy drugiego tosa inu. Gdy zaczęły ze sobą walczyć, nie mogliśmy wyjść z podziwu – to nie była krwawa jatka, jak w przypadku wielu innych ras bojowych, ale piękne widowisko, pokaz walki fair play na najwyższym poziomie…W swojej ojczyźnie na ringu były dyskwalifikowane za szczekanie, a walkę kończono, gdy któreś zwierzę zostało zranione do krwi. W  roku 1910 walki zostały zakazane i rasa była zagrożona wymarciem. W czasie II wojny światowej najlepsze Tosa Inu wysłano na północ Japonii, gdzie rasa przetrwała. Obecnie w Japonii walki psów Tosa są legalne, a psy uznawane za dziedzictwo narodowe.

Uwielbiam długie spacery po lasach z moimi psami – Bagirą i Lilu, będąc z nimi czuję się całkowicie bezpieczna, są świetnymi obrońcami; wypoczywam wtedy, odstresowuję się i „ładuję akumulatory”. Towarzystwo psów wycisza mnie i uspokaja.